1 lipca br. władze rosyjskie wprowadziły elektroniczne wizy turystyczne do obwodu kaliningradzkiego. Są bezpłatne, a wnioski składa się przez internet. Informację o przyznaniu wizy otrzymuje się na email, a jest ona w pliku PDF. Wiza ważna jest 30 dni, o kolejną można wnioskować po upływie jej ważności tj. właśnie po 30 dniach. Jest jednorazowa. Po wjechaniu do obwodu kaliningradzkiego można przebywać tam maksymalnie 8 dni. Na wydanie wizy się czeka do 4 dni.
Kilkoro z nas wnioski złożyło już na początku lipca, inni w ostatnich dniach. Otrzymywaliśmy je po 2-3 dniach. W sobotę, 20 lipca, o 8:30 czworo z nas wybrało się w pierwszą podróż Rowerowej Gołdapi do Rosji.
Z centrum miasta wyruszyliśmy na przejście graniczne. Odprawa paszportowa i celna po polskiej stronie była błyskawiczna. Pani strażniczka graniczna zrobiła nam jeszcze ładne pamiątkowe foto, a inny pogranicznik troszkę nas zbeształ, że nie do końca zatrzymaliśmy się na linii STOP-u. Pamiętajcie – jak jest STOP to nie ma zmiłuj, na przejściu granicznym trzeba przykładnie się zatrzymać przed linią, ani centymetra za nią. Po wjechaniu do Rosji na początku dostaliśmy białe, zalaminowane, czyste karteczki. Nie wolno jej zgubić! Później zatrzymaliśmy się z 10 metrów od pierwszej budki na linii STOP-u. Rosyjski pogranicznik pojedynczo nas wzywał do budki, gdzie podawaliśmy paszport, wydrukowane wizy i ubezpieczenie medyczne ważne na terenie Rosji (na stronie, gdzie składa się wniosek o wizę jest napisane, że należy je posiadać). W budce tej wklepywano nam pieczątki oraz wydawano karty migracyjne. Kilka metrów dalej był kolejny STOP – to chyba odprawa celna, ale tutaj pan w mundurze podszedł i powiedział, że możemy jechać. Dojechaliśmy do końca przejścia granicznego, oddaliśmy tam funkcjonariuszce otrzymane wcześniej białe karteczki i kilka minut po 9 byliśmy już za granicą.
Najpierw skierowaliśmy się do miejscowości Tokarevka, gdzie obejrzeliśmy most kolejowy bardzo przypominający mosty w Stańczykach. Później skierowaliśmy się do Gusiewa, gdzie była nieco dłuższa przerwa na posiłek. W drogę powrotną pokonaliśmy jadąc przez Oziersk. Pokonując kilometry zahaczaliśmy o różne, ciekawie wyglądające miejsca i budowle, w tym świątynie czy tarasy widokowe. Pewnym szokiem dla nas była ilość barszczu Sosnowskiego, który porasta pola i pobocza drogi od Ozierska niemal do przejścia granicznego. Ta okropna roślina rośnie tam na hektarach pól, często przy samej drodze, a nawet pod domami. Łodygi roślin w wielu miejscach mają ponad 3 metry. Koszmar!
Pokonanie przejścia granicznego w drodze powrotnej było nieco dłuższe niż podczas wyjazdu. Rosjanie na początku ponownie dali nam białe karteczki, do odprawy paszportowej byliśmy do budki wzywani pojedynczo, odprawy celnej nie mieliśmy. Przy wyjeżdżaniu z Rosji oddaliśmy białe karteczki i jazda do Polski. W naszym kraju musieliśmy ustawić się w kolejce za autami. Podszedł najpierw pogranicznik, który wziął paszporty i sprawdził nas w systemie. To była chwila. Nieco dłużej trwała oprawca celna. Funkcjonariusz zajrzał nam do części toreb, chwilę porozmawialiśmy, wziął paszporty i po dwóch – trzech minutach je nam w swoim okienku oddał. Dojechaliśmy do ostatniego szlabanu, strażnik graniczny nam go otworzył i byliśmy już prawie w domu 🙂
Była to jedna z najfajniejszych naszych grupowych wycieczek. Jeśli ktoś ma paszport i ma ochotę się turystycznie do obwodu kaliningradzkiego wybrać, wyrobienie wizy jest bajecznie proste. My już myślimy o wyjeździe w większym składzie. Tym razem prawdopodobnie pozwiedzać drugą stronę puszczy.